Na baszcie Twierdzy Akhaltsikhe z poduszeczką z Lotu |
Niedziela 26.Sierpnia. Wąs na twarzy coraz dłuższy, nie golony już prawie dwa tygodnie.
We wczesnych godzinach porannych zrywamy się ze śpiworów, po dwóch dniach pobytu w Małym Kaukazie nadszedł czas by ruszyć dalej eksplorować teren Gruzji. Zostały nam 3 dni pobytu a w planach eskapady jeszcze sporo do odwiedzenia.
Jedzenie i pakowanie odbywało się w jednym czasie, zależy nam by o wczesnej porze stawić się w Borjomi. Mateusz i Piotr korzystają jeszcze z dobrodziejstw spa w Wardzi. Mówią potem, że tego dnia woda była nie tyle co solidnie podgrzana co nawet święcona, z tego względu że dnia poprzedniego wieczorem ze spa & wellnes korzystał sam pop zamieszkujący jedna z komnat skalnego miasta.Towarzysz zarządzający teren campingowym przybiegł oświadczyć, że marszutka już stoi, z chaczapuri w zębach pomknęliśmy na postój, sprawny załadunek i rozpoczynamy przejazd do miasta Akhaktsikhe, wspaniałego zabytkowego miasta z potężną twierdzą górującą nad miastem. Marszutkarz mknie jak strzała przez kanion, mimo iż co chwile drogę tarasuje stado krów 1,5 godziny wystarcza by zameldować się na miejscu.
Głodni i spoceni jak cholera szukamy rynku by zakupić świeże owoce i chaczapuri. Zaopatrzeni w świeżą starawę wchodzimy a nawet i wbiegamy na twierdzę by dokończyć śniadanie zaczęte prawie 3 godziny temu jeszcze w Wardzi.
Melon, brzoskwinie, figi, śliwa i chaczapuri to nasze menu.
Zwiedzanie wspaniałej twierdzy zajmuje nam nie wiecej niż 30min. Schodzimy na dół na przystanek i od razu łapiemy busa do Borjomi. Docieramy do celu i rozpoczynamy rekonesanas terenu.
W mieście przypominającym polską Krynicę Zdrój są dwie główne atrakcje, Park Zdrojowy ze znaną i cenioną na całym świecie wodą Borjomi oraz Park Narodowy Borjomi - Charagauli, olbrzymi dziki chroniony obszar przypominający polskie Bieszczady. By wejść na teren parku trzeba zarejestrować się w administracji, podać czas pobytu oraz trasę przejścia. Park rekomenduje ich 9, od 1,5 godzinnej do trzydniowych. Nasz wybór to dwa dni, nocka obok Sheltera w namiotach, długość 28km, koszt 5 lari od osoby, ale po kolei......
Postanawiamy że na poczatku zobaczymy park zdrojowy, niestety całej czwórce nie przypadł on do gustu. Stragany przeplataja sie z karuzelami, pijalniami wód i innymi badziewiami. Mamy informację że dopiero na końcu parku, wyżej w górach jest cisza, basen termalny i można rozstawić namiot. Ciśniemy zatem na górę.
Kolejne rozczarowanie, zapowiedziany basen to dwie betonowe śluzy z zieloną wodą, przypominającą akwen do trzymania karpi, ludzi cała masa, termalna gorąca woda tryska do basenów, śmierdzi zgniłymi jajami.
Maszerowaliśmy z całym bagażem prawie 3 godziny więc wykąpać się trzeba, tak też robimy i zniesmaczeni ruszamy na dół - zawód;(
Na wyjściu korzystamy z internetu, robimy solidne zakupy i udajemy się do Parku Narodowego, tam ma być to czego szukamy, dzicz jak cholera i żadnej duszy w promieniu kilkunastu kilometrów.Zmęczeni docieramy do bram parku, jest już wieczór wiemy że dziś nie ruszymy na trasę ale liczymy na dobrą miejscówke na obóz i fajny wieczór.
Dżentelmen pilnujący bram i budynków administarcyjnych informuje nas że rejestracja dostępna będzie dopiero dnia nastepnego od godziny 10 ale zapewnia nam dostęp do łaźni i wskazuje miejsca na namioty.
Kolejny raz gruzini pokazują swoją gościnność wobec Polaków, z pozytywnym nastawieniem rozbijamy namioty i szybko rozpoczynamy biesiadę. Zapada późna noc, my u bram parku, gotowi ruszyć w teren z samego rana!
O godz. 10 dnia następnego dokonujemy rejestracji, fachowa obsługa, ustalamy plan trasy, miejsce noclegu, różnice poziomów, wodopoje. W dobrych humorach ruszamy
Idziemy idziemy i idziemy, las las las........................las i las, idziemy,las - 132 postoje, ciągle w lesie, nachylenie stoku i brak przestrzeni zaczyna nas irytować, klniemy jak cholera, lecą kur..., fucki i po gruzińsku też. Trasa fatalna, z każdym kilometrem plecaki robią się coraz cięższe. W podejściu króluje Mateusz, kica do góry jak kozica, Gosia zamyka stawkę ale daje rade, ja i Piotr rządzimy na postojach i nie przebieramy w złych słowach. Po 4 godzinach podejścia dalej idziemy lasem a ścieżka wydaje się być w kółko ta sama, woda pomału się kończy, moc też.Pięć godzin zajmuje nam podbicie do rozdroża na którym mieliśmy być po 3. Tam zastajemy piątke gruzinów , strażników parku, sprawdzają nam rejestrację i zapraszają na biesiadę, nie korzystamy tylko wcinamy nasze przysmaki. Skrupulatnie łamanym rosyjskim dopytujemy ile jeszcze na miejsce? "dwa czasa" mówi towarzysz, ok czyli w naszym tempie pewnie z 3 godziny.
Pojawia się głupawką i poruszający tekst Piotra który rzecze "Kompromitacja polskiego alpinizmu" ;) Ruszamy dalej.
Trasa nie wiele się zmienia, ciągle las, czasem polana z fajnym widokiem.
Po 1,5 godziny od rozdroża jesteśmy na miejscu. Tam biesiaduja już Amerykanie.
Podejście zajęło nam prawie 7 godzin. Wszystko fajnie ale gdyby coś po drodze było ciekawego prócz samego lasu i potężnego nachylenia stoku. Mycie w strumieniu kilometr od obozu, ognisko i kimamy jak młode łepki, zakwasy gwarantowane. Rano zwijamy sie jako pierwsi, amerykanie, turki i kanadyjczycy wygrzebują sie z namiotów gdy my już oddalamy się od miejsca. W zejściu króluje Gosia szybko okrzyknięta następczynią Wandy Rutkiewicz. Są okrzyki "Polski alpinizm nie umarł! honor, itd " pędzimy na dół bardzo sprawnie a tuż przy wyjściu z parku następuje najlepszy moment ekspedycji, kąpiel w mroźnym górskim potoku! to jest to!
Gosia bardzo szybko poprowadziła ekspedycję ku dołowi, niestety tam, mówiąc delikatnie kontuzjowany pies dołącza do naszej grupy. W Gosi znów pokazuje się humanitaryzm, postanawia operować zwierzaka na ulicy, znów słyszę "Wojtku potrzymaj go za łeb" ..........na szczęście szybko zatrzymał się autostop zabierając nas do z powrotem do Borjomi.
Twierdza Akhaltsikhe - miejsce przesiadkowe między Wardzią a Borjomi - warto zobaczyć |
Termalne kąpielisko w Parku Zdrojowym Borjomi - wejście 0,7 Lari, czas dojścia z miasta 3 godziny po górach, możliwość rozstawienia namiotu w cenie |
Kąpiel w potoku |
Pierwszy plan mydlenie, drugi plan płukanka |
Wkradła się rezygnacja i przygnębienie - 7 godzin marszu po lesie |
Obóz pod szelterem - 1927m .n.p.m |
Polski Alpinizm nie umarł !! pełen skład przed zejściem nad ranem |
HURA , hura GOSIA JESTES WIELKA i niesamowita , podziwiam Ciebie przez caly czas Waszej wycieczki.
OdpowiedzUsuńSzkoda ze narazie nie bedzie wiecej wpisow , mysle ze wrocicie bedziecie mieli duzo opowiesci , pozdrawiam
OdpowiedzUsuń26 year-old Librarian Nikolas Caraher, hailing from Burlington enjoys watching movies like "Edward, My Son" and Snowboarding. Took a trip to Greater Accra and drives a Ferrari 212 Export Berlinetta. moja strona
OdpowiedzUsuń