sobota, 18 sierpnia 2012

KONTRASTY TBILISI


Dotarliśmy w końcu do Gruzji,  lot odbył się bez problemu, strefa bezcłowa dla turystów udających sie poza UE zdecydowanie pomogła w bezstresowym nocnym locie;) Na pokładzie komplet podróżnych, czuć było klimat nadchodzących przygód u większości, jakże inna atmosfera aniżeli na pokładzie Rynaira lecącego do Londynu, o to chodzi!

Czekając na pierwszy autobus do centrum Tbilisi blisko dwie godziny na lotnisku spędziliśmy na drzemce, jak później powiedziała Gosia, najlepsze spanie na lotnisku jak dotąd, zmęczenie zrobiło swoje.

Godzina 7.30 podjechał dliżans o numerze 37, ledwo trzymał się kupy - jazda.

Zaraz za terminalem wypatrzyłem dwa prosiaki puszczone wolno. Na ulicach jadka na całego, nikt nie przestrzega przepisów drogowych (jeżeli takowe istnieją), stale słyszalny klakson. Przejazd bardzo tani - 0,5 Lari równowartość 85groszy. nas to jednak nic nie kosztowało, gdyż nie mając drobnych uprzejmy młody obywatel Gruzji postawił nam przejazd. Od samego początku potwierdziła sie gościnność Gruzinów o której wspominał Temur.

Ulica Rustaveli , główna arteria miasta, wysiadamy.  Dotarcie do hostelu Romantik poszło gładko, zdecydowanie gorzej z odnalezieniem wejścia do lokalu. Jak się poźniej okazało hostel zajmuje powierzchnię piwnicy pod blokowiskiem a wejście jest od podwórza ciemną brzydką bramą (foto nr 4)
Nie od parady na drzwiach wisi info  "Dear Turist, this is the cheapest hostel in Caucas"  wszystko jasne.

Atmosfera w hostelu interkontynentalna, wszyscy jarają szlugi w świetlicy, nasza komnata ma całe 3m2 i jej całą powierzchnię zajmuje kojo, jest świeża pościel. Plusy też to free gruzińskie wino w karafkach, gitara na obiekcie i  obiad w cenie.
Tymże obiadem okazała się mikstura warzywnopodobna, wkład nieposiekany i prawdopodobnie nie umyty.
Wojtkowi smakowało, gorzej z Gosiulą ;)

Miasto Tbilisi, olbrzymie, gorące i parne. Z jednej strony piękne miejsca, a zaraz brzydki moloch, całkowicie inna zabudowa. Piękna architektura orientalna przeplata się z nowoczesną, miasto to również plac budowy i małych sklepów, straganów, handluje się tu praktycznie wszystkim i wszędzie.
To co nas urzekło to  spora ilość małych, rodzinnych, tradycyjnych piekarni, w których piecze się w olbrzymich glinianych piecach, a cały proces widać z ulicy. Wytwarza się tam przede wszystkim chaczapuri czyli tradycyjne placki gruzińskie z różnym nadzieniem - smakują wybornie!

Pojawił się też dzisiaj strach, metro stołeczne okazało się mało przyjaznym miejscem dla nowicjusza, głęboko pod ziemią, ciemne i wszędzie mnóstwo funkcjonariuszy policji. Na dzień dobry w wagoniku zaraz po zamknięciu sie drzwi, mały ciemnoskóry chłopak padł na kolana i zaczął odprawiać głośne modły, pierwsza myśl kur.... zaraz będzie boooom! jednak chłopak wstał wyciągnął czapkę i rozpoczął zbieranie jałmużny.

Dziś też sporo odpoczywamy, szykujemy sie by jutro mocni i wypoczęci ruszyć w góry do Kazbegi.

pozdrowienia z Tbilisi!

Łukasz & Gonia



















4 komentarze:

  1. rzeczywiscie z opisu i zdjec wynika ze jest fantastycznie .miejsce ktorego jeszcze takiego nie widzieliscie , zazdroszcze ale jak wrocicie i poopowiadacie napewno tez pojade , dalszych wrazen i i przekazujecie jak najwiecej , z milym pozdrowieniem hura , hura

    OdpowiedzUsuń
  2. Caly droszkow trzyma kciuki za wyprawe...sledzimy informacje z eskapady kazdego dnia Niech Temur pisze!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mijaja juz 3 dni a zadnego wpisu nie ma a ja i my wszyscy czekamy , dawajcie

    OdpowiedzUsuń
  4. Droszkow oczekuje relacji w wyprawy albo bedzie wpis albo odkrywca wycofa sie z patronatu dawac

    OdpowiedzUsuń